Witam,
Zacznę od tego, że jeszcze przed świętami kupiłam książki Marie Kondo o porządkowaniu. Pewnie już o niej wspominałam. Oczywiście z ochotą i werwą zabrałam się za porządkowanie zgodnie ze wskazówkami. Rzeczy porządkuje się oczywiście w odpowiedniej kolejności. No więc najpierw ubrania (nie było problemu), książki (oj tu już popłakałam sobie, nad tymi, które miałam się pozbyć), no i też czas przyszedł na biżuterię.
Ponieważ dużo robię biżuterii więc kilka lat temu kupiłam duży kuferek by swoje skarby pomieścić (o od tego czasu kuferek zrobił się za mały a ostatnio to obojętnie gdzie nie włożyłam jakąś bransoletkę czy naszyjnik, to zawsze się jakieś pudełko nie domykało. No wiec okazja do porządków była doskonała. Odłożyłam tych naszyjników tak dużo, że pudełka nie tylko się zaczęły domykać ale w kuferku zrobiło się pusto... (do tego tygodnia oczywiście ale o tym za chwilę).


No to jeszcze muszę się przyznać jak mój kuferek wypełnił się ponownie naszyjnikami. Otóż na początku tygodnia dopadło mnie przeziębienie. A jak wiadomo kobieta jak choruje to się bierze za porządki ;) Tym razem jednak nie miałam siły na nic ale mi się nudziło. Wyciągnęłam więc wszystkie pudełka z koralikami i wszystkie odłożone naszyjniki i zaczęłam segregować, pruć i nawet wyrzucać (zniszczone oczywiście). Bałagan na dywanie był okrutny. Za to w efekcie, wiem w końcu jakie mam koraliki, no i tym razem to w pudełkach z koralikami się nie mieszczą ;) Poza tym zabrałam się za naprawę biżuterii, której miałam się pozbyć. Tym sposobem, część naszyjników wróciła z powrotem do kuferka i jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie, że po poprawkach będę ją znowu nosić z przyjemnością. Może jednak te porządki nie były takie złe ;)
Komentarze
Prześlij komentarz