Przejdź do głównej zawartości

Czemu ja to wszystko robię?

Szanowni czytelnicy,

Sklepy rękodzielnicze mają tak wiele różnych towarów. Sam zakup może przyprawić o ból głowy, kiedy nie wiadomo, co wybrać. Ostatnio jednak doszłam do wniosku, że nie lubię mieć gotowych schematów do robienia i potem szukać materiałów do nich. Wolę wyciągnąć te, które mam i zobaczyć co mogę z nich zrobić. To jest takie robienie czegoś z niczego.

Nic dziwnego, że lubię tak działać, nasiąkłam tym w domu. Moja mama i babcie (w zasadzie obydwie chociaż w kreatywności lepsza była babcia Irena) dokonywały istnych cudów w czasach komunistycznych. Szycie ubrań to domena mojej mamy - miała maszynę. Przerabianie ubrań - z kolei w tym królowała babcia Irena. Była zawsze elegancko ubrana bez względu jak stare ubrania miała na sobie i w dodatku nigdy nie było widać, że spódnica, wyglądająca jak nowa to w rzeczywistości dół od starej sukienki. 

Obydwie: mama i babcia namiętnie haftowały. Nie mogłam im podbierać kalki do kopiowania bo zawsze była potrzebna od odwzorowania wzorów na tkaninie. A szydełko? Cudeńka, istne cudeńka. Serwetki, serweteczki i jeszcze co roku dostawaliśmy wszyscy od babci chusteczki do nosa obrabiane cieniutkim kordonkiem. Oczywiście ze starego prześcieradła bo u Babci Ireny nic nie mogło się zmarnować. 

Jakie piękne swetry miałam w dzieciństwie i moje kuzynostwo z resztą też. Uwielbiałam smerfy, to tata rozrysował na papierze w kratkę wzór na smerfa i nie pamiętam tylko, która babcia go robiła. A mój kuzyn miał myszkę Miki dla odmiany. Och a te warkocze to tylko babcia Stasia tak potrafi. Beżowy sweter od niej wciąż jeszcze jest dobry.

A kto był prekursorem robótek z włóczki typu spagetti? Babcia Stasia właśnie. Ale oczywiście w tamtych czasach włóczek tego typu nie było, więc babcia cięła wszystkie stare ubrania jakie miała  na paski i robiła te okrągłe, kolorowe dywaniki na szydełku. Ciekawa jestem czy jeszcze się jakieś zachowały, bo babcia już niestety nie jest sprawna by nawet utrzymać szydełko w ręku.

Ciekawa jestem czy mama jeszcze pamięta jak robiła drukowane t-shirty. Potrzebny był szablon, myślę, że tata go wycinał, no i farba, więc załatwiono farbę drukarską i tak mama z koleżanką odbijały tą farba drukarską wzory na t-shirtach, pamiętam, że to były żyrafy.

Uwielbiałam modelinę i robiłam z niej figurki a potem tata mi gotował we wrzątku. Tylko nie pamiętam skąd miałam tę modelinę, czy to ja zabrałam mamie, czy mama mi? Bo mama z modeliny robiła takie wielkie guziki i potem uszyła sobie żakiet i przyszyła do niego jeden lub kilka guzików, nie pamiętam ile. Za to pamiętam, że te duże guziki zrobiły furorę. 

Moi rodzice często dekorowali różne miejsca - a to wystawy sklepowe a to sale na noworoczne bale a to imprezy okolicznościowe np. dożynki, pierwszy maja. Materiałów do zabawy więc miałam wiele bo zawsze jeśli się tylko dało to podkradałam to i owo. Część skarbów mam do dzisiaj.

Pisałam o mamie, obydwu babciach a co z tatą? Tata też przecież jest plastykiem jak mama. Tata był w tych trudnych czasach złotą rączką z dobrym wzrokiem. Rzeźbił w drewnie i naprawiał różne rzeczy. Mnie naprawiał okulary (bo jakimś cudem wiecznie mi się psuły) a babci różaniec (bo ciągle jej się rwał i trzeba było nizać paciorki a babcia tego nie lubiła robić). Ostatnio wyrzeźbił przepiękny numer i przypiął go do płotu przy ogródku działkowym. Może dlatego rodzice dostali bardzo dobrą ocenę od komisji oceniającej działki.

Myślę, że teraz już wszystko jasne i zrozumiałe, czemu ja to wszystko robię i czemu interesuję się rękodziełem. Ponieważ u mnie w domu każdy coś robił rękodzielniczego jest to dla mnie normalny tryb życia i nie wyobrażam sobie nic nie robić. W tym miejscu chciałam pozdrowić mojego męża, która pewnie ciągle się zastanawia jak można oglądać mecz/film/jakiś program i robić jednocześnie na szydełku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moje pierwsze kroki z kaligrafią czyli jak nie należy czyścić stalówek

Szanowni Czytelnicy, Zawsze mi się podobały różne kroje czcionek. Miałam też ochotę uczyć się kaligrafii. Kupiłam nawet pióro na naboje gdzie stalówki są na stałe umieszczone w części, którą się przykręca. Tylko jak zwykle brakło czasu by zająć się kaligrafią na poważnie. W końcu zaopatrzyłam się w odpowiednie książki. Poprosiłam tatę żeby wyrzeźbił mi pisak lipowy z myślą że kiedyś się zabiorę (jak będzie czas, którego i tak nie ma). A tata zrobił mi ogromną niespodziankę bo zaraz poszedł do kuchni i zrobił mi kilka pisaków lipowych w tym również z przeciętą końcówką (taką co robi dwa ślady na papierze). Dostałam jeszcze od rodziców stalówki, no i nie było odwrotu. Wstyd byłoby nie spróbować użyć chociaż tego. Brakowało mi jeszcze tylko tuszu (bo mój stary od pisaków kreślarskich jeszcze ze studiów zrobił się wodnisty i musiałam go wyrzucić) i obsadki do tych cudownych stalówek. Te rzeczy zakupiłam już samodzielnie i mogłam zacząć swoją przygodę. Najpierw szukałam informac...

Kostki do gry do opowiadania

Ostatnio syn lubi grać w pewną grę. Mamy kostki z różnymi obrazkami. Gramy na przemian. Jedna osoba rzuca kostkami i następnie wymyśla opowiadanie tak aby użyć wszystkie elementy które wypadły na kostkach. Tę gra ma wersję komercyjną i w zasadzier od tej wersji się zaczęło. Zobaczyłam u kogoś gotowe kostki i ... Zamiast kupić w sklepie postanowiłam, że takie zrobimy. Potrzebny był papier techniczny, kredki, nożyczki, klej, linijka i ołówek. Najpierw naszkicowałam szablon do sześcianu następnie kazałam synowi narysować dowolne obrazki w kwadracikach no i sama parę narysowałam potem wycięłam i skleiłam. Kostki mają wymiar 2 x 2 cm. Początkowo graliśmy 8 kostkami ale pewnego dnia syn stwierdził, że nie ma na kostkach śmieciarki i musiałam narysować dwa nowe schematy aby po uzupełnieniu rysunkami stały się nowymi kostkami.  Gra jest bardzo fajna, mojemu synowi coraz bardziej się podoba a mi zaczyna się już nudzić. W związku z tym jego opowieści są coraz dłuższe a moje coraz kró...

Witraże wielkanocne z bibuły

Już dawno marzyłam o tym żeby coś takiego zrobić. Miałam czarne kartki papieru technicznego (a kiedyś to trzeba było biały malować) i kolorową bibułę. Brakowało tylko czasu i wytrwałości. W końcu czas się znalazł. Zagoniłam do roboty mojego syna (6 lat). Najpierw musiał zaprojektować jajko wielkanocne. Potem pogrubiłam krawędzie i zabrałam się do wycinania, swój projekt też. Następnie wycinaliśmy kawałki z bibuły i dopasowywaliśmy je do kształtów. A na koniec klejenie. Te kształty syn wycinał sam, najpierw kazałam mu odrysowywać przez kartonowy szkielet. Bardzo ważne okazało się dopasowanie kształtów. A samo smarowanie klejem i przyklejanie okazało się łatwe. Bardzo mojemu synowi podobało się patrzenie pod światło na witraż. Nie wiem czy jeszcze to powtórzymy. Myślę, że jednak taka robótka jest lepsza dla starszych dzieci. Młodsze bez pomocy rodziców nie dałyby sobie rady. A poniżej efekty naszej pracy. Po lewej jest witraż mojego syna (z samochodem) po prawej mój (z zającem).